poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 6


Rozdział VI  Wielka Uczta - oczyma Hermiony

Hermiona usiadła pomiędzy Rudą a Złotym Chłopcem.

- No nareszcie Miona już myśleliśmy, że się zgubiłaś. – przywitał ją Ron.

- Jasne. – parsknęła zirytowana. – Ja w przeciwieństwie do ciebie mam więcej obowiązków.

- Aniołeczku nie złość się już. – poprosił Aleksander, który dziwnym trafem siedział koło Weasley’a.

- Szaaa. – uciszyła ich dziewczyna widząc wstającego dyrektora.

- Witam wszystkich nowych uczniów i was starzy znajomi. Na początku przed Ceremonią Przydziału chciałbym powiedzieć tylko kilka najistotniejszych rzeczy, reszta po. W tym roku w każdym domu będzie po 3 prefektów. Uczniowie mają się ich słuchać, tak samo jak nauczycieli. Do tego mamy 4 Prefektów Naczelnych, którzy są nad zwykłymi Prefektami. Te zmiany zostały wprowadzone z dwóch powodów, dużo nowych uczniów dochodzi nam w tym roku oraz odbędzie się w szkole Bal Wieku. Na razie tyle zapraszam na Ceremonię Przydziału! – owacje towarzyszyły dobrotliwemu uśmiechowi nauczyciela, gdy ten siadał na swoim „tronie”.

- Gdy kogoś wyczytam, podejdzie do mnie i założę mu tiarę przydziału. – powiedziała McGonagall, która stałą już na środku Wielkiej Sali z wyświechtaną tiarą leżącą na stołku.

- Abbit Mary. – wyczytała pierwsze nazwisko. Rudowłosa, dziewczynka o wielkich zielonych oczach wyłoniła się z tłumu dzieciaków. Niepewnym krokiem podeszła do stołka i usiadła na nim.

- Gryffindor! – rozdarła się tiara na całą salę, Mary uśmiechnięta i zadowolona podeszła do stołu gryfonów, przywitana radosnymi okrzykami.

- Cześć Mała. – uśmiechnęła się do dziewczynki Ruda, gdy ta zajęła miejsce koło niej.

- Cześć. – nieśmiało uśmiechnęła się.

- Anonymus Sander. – wyczytała kolejne nazwisko McGonagall. Wysoki, chudy chłopiec podszedł to niej.

- Hufflepuff! – krzyknął kapelusz. Chłopiec z nietęgą miną podreptał do swojego nowego domu, puchoni przyjęli go gromkimi brawami.

- Alvson Anna. – była kolejna na liście. Średniego wzrostu, ciemnooka i z miłym uśmiechem trafiła do Slytherin’u.

- Boże długo jeszcze? - marudził Ron, patrząc na wciąż dużą grupkę dzieciaków. Ceremonia trwała już godzinę i wszyscy mieli jej dość.

- Ronald uspokój się! – upomniała go Prefekt Naczelna.

- Mionuś wyluzuj. – uśmiechnął się do niej.

- Nie jestem żadną Mionusią! – obruszyła się. Nie nawiedziła jak ktoś do niej mówi Miona, porażka…

- No dobra Miona sorry. – spojrzał na nią swoimi wielkimi, niebieskimi ślepiami.

- Zamknij się Ron. – robiło jej się nie dobrze gdy na niego patrzyła. Spojrzała teraz na środek Sali. Na stołku siedział teraz Malikow Aleksander, po chwili tiara przydzieliła go do Gryffindoru. Jak Hermiona zauważyła, do gryfonów i ślizgonów dołączyło już po 30 dzieciaków… Krukoni i Puchoni mieli jakiś zły połów, w tym roku. Nie była z tego faktu zadowolona… Tyle dzieciaków do pilnowania. Spojrzała przelotnie na stół nauczycielski. Profesor Snape siedział dziwnie zamyślony, tempo wpatrując się w jakiś punkt, którego nie potrafiła zlokalizować. Reszta nauczycieli z mniejszym lub większym zainteresowaniem przypatrywała się Ceremonii.

- Zabini Julia. – mała ciemnowłosa dziewczynka jako ostatnia została przydzielona. Trafiła do Slytherin, nikogo to chyba jednak nie zdziwiło…

- To Zabini ma siostrę? – cicho spytała Ruda przyjaciółkę.

- A bo ja wiem. – Hermiona wzruszyła ramionami. Przyjrzała się im, faktycznie była trochę podobna do niego. Z małymi wyjątkami, miała czekoladowe oczy i bardziej zadarty nosek. Nie zauważyła, że wstał dyrektor, dopiero słysząc jego głos odwróciła się w stronę podium.

- Jeszcze raz, witam nowych uczniów. Pierwszoroczni niech wiedzą, że do lasu wstęp jest absolutnie zabroniony. Nie wolno pojedynkować się na korytarzach i przebywać na nich po 22.00. Prosi się o nie korzystanie z przedmiotów pochodzących z Magicznego Sklepu Weasley’ów. Nabory do drużyny Quidditcha odbędą się w przyszłym tygodniu. Ogłoszenia będą wywieszone w domach. Przypominam Prefektom że jutro mają spotkanie z nauczycielami o 15.30. To tyle. Smacznego! – ledwo skończył mówić, a hogwardzkie stoły ugięły się pod potrawami. Wszyscy jak jeden mąż zabrali się za jedzenie.

- Smacznego. – rzuciła Hermiona do przyjaciół, nakładając sobie pieczone udka i ziemniaki na srebrny talerz.

- Acznego. – z pełną buzią wysapał Ron.

- Jesteś obrzydliwy Ronald! Masz dawać przykład dzieciakom! A ty co?! – zbulwersowała się Hermiona.

- No czo? – kawałek mięsa wypadł mu na talerz. – Zjeść nie można? – spytał już połykając to co miał w buzi.

- Zjeść, owszem. Ale nie jeść jak świnia. – popatrzyła na niego z odrazą.

- Na szczęście oprócz niego jest jeszcze dwóch prefektów, więc nie przejmuj tym głupkiem. – szybko powiedziała Ginny, widząc że jej brat otwiera znowu pełną buzię.

- Panno Granger, panno Weasley. – usłyszały za sobą głos Opiekunki Domu Lwa. Odwróciły się do niej.

- Tak pani profesor? – równocześnie spytały, na co na twarzy surowej profesorki pojawił się lekki uśmiech.

- Tu macie plany, rozdajcie je uczniom. Hermiono poczekaj na mnie po uczcie, dobrze? Pokażę ci twoje kwatery. – zwróciła się do starszej.

- Dobrze. – przytaknęła dziewczyna.

- Ginny tu masz plany od 1 do 3. Hermiono ty od 4 do 7. Rozdajcie je proszę teraz. A i hasło do wieży brzmi „Fidus”. – pokiwały głowami na znak, że rozumieją i odeszły od stołu, rozdając plany uczniom.

- No nie, porażka widziałaś że jutro pierwsza lekcja to OPCM ze ślizgonami. – jęknęła Anna, przyjaciółka Hermiony z roku.

- Damy radę. – pokrzepiła ją uśmiechem i kontynuowała zajęcie. Gdy udało im się rozdać wszystkie plany, zauważyła, że dyrektor ponownie wstał, a stoły zalśniły czystością.

- No mam nadzieję, że wszyscy już najedzeni. A teraz dobranoc. Śpijcie dobrze! – dobrodusznie pomachał im ręką. Widząc, że starsi wyrywają się do przodu dodał tylko. – Najpierw wychodzą prefekci z klasami pierwszymi i drugimi. – Starsi niechętnie usiedli na swoich miejscach. Ron, Ginny i Harry niechętnie ruszyli pilnując swojej grupki dzieciaków.

- Siostra a ty? – spojrzał na Hermionę Harry.

- Ja czekam na McGonagal, czekajcie na mnie w Pokoju Wspólnym. Dobrze?

- Jasne Mała. – uśmiechnął się do niej, w jego zielonych oczach pojawił się jednak smutek, więc szybko odwrócił spojrzenie od dziewczyny. Skoro została Naczelnym Prefektem, to oznaczało, że będzie mniej czasu z nimi spędzała. Nie będzie mógł się z nią śmiać i cieszyć jej towarzystwem… No cóż…

Hermiona nie siedziała długo przy stole. Nauczycielka szybko się zjawiła i Hermiona poszła za nią.

- Mam nadzieję, że nie jesteś zła że zostałaś Prefektem Naczelnym? – spojrzała na nią z troską w oczach, gdy tylko znalazły się same na korytarzu.

- Niby dlaczego? – zaśmiała się, a jej dźwięczny śmiech echem rozniósł się po korytarzu.

- I tak masz już tyle obowiązków… Ale nie mieliśmy za dużego wyboru. – dodała cierpko.

- Oczywiście, że nie pani profesor. Nie ma się czym pani przejmować. – Starsza kobieta, zawsze była jej pomocna, odkąd tylko pamiętała… Zawsze była jej mentorką, którą podziwiała niezmiernie.

- To dobrze Hermiono. – zatrzymały się. Dziewczyna nawet nie zauważyła, że dyrektorka poprowadziła ją w Skrzydło Nauczycieli, jak je powszechnie nazywano. Chyba tylko profesor Snape i McGonagall nie mieli tu komnat… A z resztą nie wiedziała tego dokładnie, nie wolno to było przebywać uczniom, nawet Prefektom, tylko Naczelni mogli tutaj przyjść… A tu proszę, czyżby miała tu mieć swoje komnaty? Spojrzała na brązowe drzwi. Srebrna tabliczka z Lwem Gryffindoru głosiła: „Hermiona Granger – Prefekt Naczelny.”

- Tutaj mam swoje komnaty? – spojrzała niedowierzając. – W Skrzydle Nauczycieli?

- Każdy Prefekt ma tutaj swoje komnaty. – uśmiechnęła się znad swoich okularów. – Zobacz, Marta ma naprzeciwko ciebie. – wskazała na czarne drzwi. – Tam ma Alan i Dracon. – pokazała na drzwi znajdujące się trochę dalej. No ładnie, pomyślała Hermiona, Malfoy moim sąsiadem.

- Ale do Pokoju Wspólnego Gryfonów mogę dalej wchodzić? – spytała.

- Oczywiście. Hasło do twoich komnat brzmi: „tulipan”. A teraz rozgość się i wyśpij dobrze. Do jutra. – pożegnała się i odeszła.


- Dobranoc. – rzuciła Hermiona za nauczycielką. Wyszeptała hasło i drzwi otworzyły się przed nią. Niepewnie weszła do środka. Niewielki, ale przytulny salon urządzony z niebywałym gustem, w barwach jej domu. Przed kominkiem stały 2 wielkie fotele, na środku stolik z 4 krzesłami, przykryty złotym obrusem. Po prawej stronie była para drzwi. Otworzyła najpierw jedne. Duża, przestronna toaleta z jacuzzi – no nieźle mi się powodzi, zaśmiała się. Drugie drzwi prowadziły do sypialni. Po środku niej stało wielkie łóżko, z atłasową, krwistoczerwoną pościelą. Podłogę wyścielał puchowy dywan, w nieco bardziej stonowanym kolorze. Podeszła do łóżka i rzuciła się na nie radośnie. Jeszcze nigdy nie miała własnego pokoju… A co dopiero własnych komnat! Jej dom, znajdował się w jednym z londyńskich bloków. Mieli tylko dwa nie duże pokoje, kuchnię i łazienkę. Zawsze spała z rodzicami w pokoju… A teraz?! To był bajer! Ciekawa jestem co powie Ginny, zamyśliła się. Właśnie Ginny, Harry, Alex! Pewnie na nią już czekali, zerwała się z łóżka i szybkim krokiem skierowała się do wieży Gryfonów.

Jak wam się podoba? Komnentujcie. Kolejny rozdział już jutro.

2 komentarze:

  1. Świetne jak zwykle :) Szkoda że tylko jedna perspektywa :( Mam nadzieję że jutro będzie więcej postów :/ :p

    OdpowiedzUsuń