Prolog
Ciemnowłosy mężczyzna
pochylał się nad rodzącą kobietą. Jego usta wykrzywił zadowolony grymas.
- No dalej Sue!
Przyj! – jego głos był tak łagodny i tak delikatny, że w kobietę wstąpiły nowe
siły.
- Nie mam siły. –
wyszeptała. Utkwiła swoje czekoladowe oczy w mężczyźnie, jego twarz
natychmiastowo się zmieniła. Stała się czuła i łagodna.
- Przyj Sue! Nie
poddawaj się! – zachęcał ją.
- Aaaaaaaaaaaaaa! –
krzyknęła. Mężczyzna zobaczył małą głowę wystającą z jej dróg rodnych.
- Już, już prawie.
Nie poddawaj się ślicznotko! – musnął ustami jej spocone czoło, czuł jak
zadrżała pod wpływem tego skromnego dotyku. Po chwili słychać było już kwilenie
noworodka. Pielęgniarka owinęła maleństwo w biały becik i podała go ojcu, a
sama zajęła się matką dziecka, której zostało do urodzenia jeszcze jedno
dziecko.
- Hermiona Jane
Riddle. – czule pogłaskał główkę maleństwa. Dziewczynka otworzyła swoje
czekoladowe ślepia i spojrzała na ojca, żeby później głośno się rozpłakać na
jego widok.
- Nie płacz kochanie.
– delikatnie tulił dziecko, kołysząc ją w swoich ramionach.
***
Czarne szaty
powiewały za mężczyzną gdy szedł po ulicy. Wiatr rozwiewał jego ciemne włosy.
Twarz jego nie przedstawiała żadnych emocji, tylko becik, który ściskał
odrobinę za mocno świadczył o tym, jak bardzo się bał tego co musi zrobić. Oto
musiał oddać swoją pierworodną córkę, żeby miała godne kilkanaście lat życia.
Później u jego boku zajmie miejsce Czarnej Pani. A jego syn? A niech matka się
nim zajmie… Może kiedyś się nim zainteresuje… To Hermiona, jego pierworodna się
liczy… Chłopiec nie ma w sobie tyle mocy co ona… Jego śliczna, mała córeczka…
Córeczka, która będzie najpotężniejszą czarownicą młodego pokolenia… Pokona
każdego kto stanie jej na drodze… Hermiona Jane Riddle - dziedziczka
Slytherina. Przyszła Prefekt Naczelna w Hogwarcie. Prawdopodobnie przyszła
ukochana syna Lucjusza… Jego Słońce… Mała Kruszynka… Księżniczka… Królewna…
Jego Córeczka…
Przyglądał się
kolejnym mugolskim rodzinom… Wciąż nie mógł jednak żadnej znaleźć… Szukał
jakiejś rodziny, która wychowa jego dziecko… Jego Małą Księżniczkę…
- Mamo, mamo czy
dostanę pieska? – krzyczał jakiś chłopiec w jednym z domów. Tu na pewno nie ma
miejsca dla mojej Królewny.
- Kochanie nie płacz…
Wszystko będzie dobrze. – pocieszał młodą kobietę mężczyzna. Kobieta była
śliczna, chociaż jej buzia była teraz zapłakana. Miała czekoladowe oczy i
brązowe włosy, była… Byłą podobna do Jego dziewczynki chociaż była głupią, nic
nieznaczącą mugolką…Taak… To będzie miejsce dla Dziewczynki… Jego Najdroższej
Córeczki… Jego Skarbka… Jego Laleczki…
Z jedną słoną łzą
położył dziewczynkę na progu domu, zapukał mocno i z cichym pyknięciem się
aportował.
Jak wam się podoba, ? Proszę o komentarze negatywne i pozytywne.
Okej... Zaczynam czytać. Sama bardzo często piszę o pannie Riddle więc miło będzie przeczytać dzieło kogoś innego.
OdpowiedzUsuńNie zawiedź mnie.
Pozdrawiam,
M.